Jestem nikim, ale mam swój czas i swoje miejsce urodzenia. Te dwa czynniki,to perspektywa, przez którą spoglądam na świat. Teraz gdy nie trzeba ani sceny, ani fal radiowych, ani ekranu, ani zadrukowanego papieru, ani nawet skrzynki ustawionej na rogu ulicy, żeby głosić cokolwiek. Robi to każdy kto chce. Nawet jeśli wyraża się całkiem bez sensu, to nie ma to żadnego znaczenia, bo ważne jest tylko to, czy ktoś słucha i patrzy i sam ocenia i to samo w sobie nadaje sens, więc kto chce niech słucha i patrzy.
Gdy osiągnąłem trzynasty rok życia, doszedłem do wniosku, że Boga nie ma. Był ciepły czerwiec, zbliżały się wakacje, siedziałem na progu i obserwowałem mrówki na tarasie przed domem. Patrzyłem na nie z góry jak biegają w jakimś sobie znanym celu, a ja mogłem je obserwować i gdybym tylko chciał, mógłbym użyć małego młotka i przerwać jednym uderzenie żywot jednej lub kilku mrówek. Wtedy zrozumiałem – to ja jestem Bogiem, przynajmniej dla tych mrówek. No ale nade mną, też może być jakiś potwór z młotkiem, Bóg który zrobi ze mną co zechce, więc nie jestem Bogiem, jestem nikim. Nad moim Bogiem też musi wisieć jeszcze większy młotek, więc Bóg jest nikim tak jak ja. Jestem bezbożnym, nieśmiertelnym bytem, który będzie istniał zawsze, choć w różnych formach, z których żadna nie będzie miała pojęcia o pozostałych, a niektóre nawet nie będą wiedziały, że istnieją, ale będą i będą obserwowane przez inne byty, więc będą istnieć w czyimś świecie.
Tadeusz Pomianowski